• 29 listopada 2024 06:48

Starość też ma swoje zalety!

cze 15, 2018 #wywiad
Krzysztof Zanussi

O starości i starzeniu się, o pracy reżysera i filmach rozmawiamy z Krzysztofem Zanussim.


Jest Pan wykładowcą akademickim w kraju i za granicą – jak i czym różnią się współcześni studenci od studentów z Pana młodości?

Ogromnie się różnią, ale wcale nie na niekorzyść. Uważam, że w moim pokoleniu byliśmy tak tępi i ogłupiali, że ci współcześni studenci są na naszym tle bardzo błyskotliwi, bo o wiele rzeczy się otarli dzięki nowym metodom komunikacji. Ale również dlatego, że wychowali się w wolności, wiec operują większą swobodą myśli. Na pewno mają dużo mniejszą wiedzę encyklopedyczną niż nam wbijano do głowy, ale to zawsze można nadrobić. Generalnie jestem najdalszy do takiego starczego narzekania, ze młodzi są gorsi, bo w wielu sprawach są lepsi.

Z perspektywy czasu, jak zmieniła się praca reżysera na przestrzeni lat? Czy się w ogóle zmieniła?

Moim zdaniem ona się tak bardzo nie zmieniła, polega wciąż na tym samym. Ja uprawiałem kino autorskie, zawsze traktowane jako szczególne. Zmieniło się otoczenie, zmieniła się publiczność, zmienił się profil społeczny naszego odbiorcy. To się zmieniło, natomiast samo uprawianie zawodu zostało, jak dawniej.

A ten profil społeczny? Mógłby Pan to rozwinąć?

Jeśli miałbym to odnieść do siebie – miałem zawsze pewną ambicję, żeby się podobać najbardziej wymagającym. Kiedyś profesor Kołakowski pochwalił mnie za jeden z filmów, powiedział coś o dialogach, które zapamiętał – to jest dla mnie taki model – ja bym chciał się podobać takim widzom, jak profesor Kołakowski i wielu innym. Nie chcę obsługiwać samych profesorów, ale chcę obsługiwać publiczność wymagającą, publiczność wykształconą, publiczność, która wiele wie, i do której też chciałbym się przebić i uświadomić, że kino jest także dla nich, bo oni często uważają je za dziecinną rozrywkę i rzecz raczej przeznaczoną dla niedorostków, dla małolatów. Tak nie jest, kino jest także dla dorosłych i to w tym poważnym sensie, znaczy dla ludzi, dla których kino może konkurować z literaturą, z muzyką koncertową itp.

A co z masowym odbiorcą?

Jak się uda do niego dotrzeć to się oczywiście cieszę, ale nie chcę robić ustępstw – bardzo staram się usuwać możliwe przeszkody, aby prosty widz nie musiał mnie odrzucić, gdybym np. wymagał od niego jakiejś wiedzy, której on nie ma. Tego się staram unikać, ale jak go nie interesuje, to o czym ja opowiadam, to już nic nie poradzę. Bo jak on nie odczuwa zastanowienia nad życiem, nie ma egzystencjonalnych pytań, nie ma tego metafizycznego instynktu, to trudno go wyrobić. Choć jakby mi się udało to byłbym z tego bardzo dumny.

A jak to jest z tą starością? Trzeba się jej bać?

Mnie się zdaje, że bardzo ważne jest mieć odwagę patrzeć prawdzie w oczy i rozumieć, że czas płynie dla nas w jedną stronę i rozumieć, że to, co nas czeka, jest nieuchronne i w jakiś sposób się na to godzić. Pogodzenie jest pewnym zwycięstwem moralnym. Jest żałosne jeżeli widzę ludzi po botoksie, którzy próbują sobie wygładzić buzię, by była idealnie gładka. Ten rodzaj desperacji, żeby zachować pozory młodości jest po prostu smutny. Oczywiście, dbanie o siebie i swój wygląd jest ważne, ale robienie z tego celu, żeby oszukać pozory, jest głupie i płaskie. Trzeba się raczej przyzwyczajać do myśli, że nie jesteśmy już tymi, kim byliśmy, że ten najwyższy punkt naszego życia już minął. Z tym trzeba żyć z całą świadomością, cieszyć się tym, co zostało, ale nie upierać się, że przemijanie to nieprawda.

Czy ta starość, czy ten, jak Pan to ujął, najwyższy punkt naszego życia, starzenie się, należy wartościować? Czy starość jest gorsza?

Oczywiście. To jest coś, na co nie mamy wpływu i nie warto się nad tym w ogóle zastanawiać, bo to jest jałowe myślenie. Myślę, że życie jest efektem złożenia wszystkich chwil minionych i te ostatnie chwile, tak jak i te pierwsze, były żałosne, były biedne, byliśmy potwornie głupi – i stajemy się znowu głupsi na starość. To są fakty, one jednak nic nie przekreślają – mieliśmy kiedyś czas swoich największych wzlotów. Nie ma co przejmować się tym, że kiedyś byliśmy w czymś lepsi. Kiedyś dużo swobodniej rozmawiałem w wielu językach, teraz jest mi trudniej i nawet po polsku uciekają mi słowa. To normalne, jak się dobiega 80-tki. Słowa nie przychodzą już tak szybko, wchodzę zasapany na wyższe piętro, ale mimo to ćwiczę, żeby jak na swoją 80-tkę zachować maksimum tego, co w tym wieku można jeszcze z organizmu wydusić. Moja mama, która dożyła prawie stu lat zawsze mówiła, żeby używać zdrowia, a nie hodować siebie – zdrowie jest narzędziem i należy z niego korzystać, a nie trzymać go jak w lodówce.

Najczęściej widzimy dwie drogi – albo staramy się uciec przed starością lub godzimy się, że mamy te 70 czy 80 lat i myślimy, że już nic nas w życiu nie czeka.

Ale czeka nas przynajmniej parę godzin, parę dni, parę tygodni czy miesięcy i te trzeba wypełnić. Nie ma się co poddawać. Zdolność do rezygnacji jest szlachetną zdolnością, ale trzeba rezygnować z tego, co jest już nieaktualne i już nas nie dotyczy. Czasem trzeba sobie pewnych rzeczy odmówić, ale na inne rzeczy jeszcze możemy sobie pozwolić.

Wiek pomaga czy może przeszkadza w pracy artysty, reżysera?

I jedno, i drugie, bo jednak gromadzimy doświadczenie, wiemy coraz więcej, jesteśmy bardziej świadomi, ale nadświadomość to jest także pewien tampon, który dusi twórcę. Czasem taka młodzieńcza nierozwaga pozwala rozwinąć skrzydła. To przypomina taką anegdotę o diamencie, którego nikt nie podejmował się oszlifować, bo tak bardzo był drogocenny. W końcu otrzymał go jakiś chłopak, który nie wiedział, ile kamień jest warty i bez wahania go oszlifował.

Tak bywa w młodości, że z niewiedzy robimy śmiałe kroki i czasem są one trafne. Czasem wiedza nas przytłacza, ale czasem z kolei wysnuwamy z doświadczenia dobre wnioski, mamy i więcej dystansu, i więcej perspektywy w ocenie tego, co nas otacza.

Skończył Pan najnowszy film „Eter”, który zobaczymy na ekranach już jesienią – a jak z perspektywy czasu ocenia Pan swoje pierwsze filmy?

Ja się staram na nie nie patrzeć. Artyści z reguły są narcyzami – lubimy przeglądać się w lustrze. Trzeba z tym walczyć świadomie i nie zajmować się swoimi dokonaniami tylko patrzeć na to, co przede mną. Czyli nie patrzeć w lustro tylko w okno. To jest dużo mądrzejsze i wszystkim to radzę. W lustro patrzą tylko artyści ucukrowani, Ci którzy wciąż coś tworzą, mają aspiracje, patrzą w okno i nie muszą się sobą zajmować.

Jak się kiedyś pracowało, jak teraz? Dostrzega Pan jakieś różnice?

To się nakłada tyle zmian, ze niewiadomo, którą wydobyć. Dla mnie i dla czytelników najważniejsza jest zmiana płynąca z różnicy wieku. Podczas kręcenia poprzedniego filmu 5 lat temu byłem w dużo lepszej kondycji fizycznej. Dzisiaj wchodzenie na dość strome wzgórze w Bieszczadach przychodziło mi z trudem i trochę wstydziłem się tego, że mi ktoś musiał pomagać. Jednak jeszcze byłem w stanie wytrzymać robotę, która jest dość katorżna tak naprawdę – i jeśli chodzi o godziny pracy i to, że człowiek nie raz stoi godzinami na mrozie – nie ma ucieczki, trzeba pracować. Wszyscy jesteśmy równie zmarznięci. Jeszcze to znoszę, ale myślę, że gdybym robił następny film, to będę już myślał, żeby się nie wystawiać na takie okoliczności, w których mogę się okazać nie w pełni sprawny.

Co Pana zdaniem należy robić, mając 70 czy 80 lat, nadal być w miarę możliwości aktywnym, mieć świeży umysł?

To w dużym stopniu nie od nas zależy – apeluję do siebie i do innych o pewne pogodzenie. Pewne rzeczy okazują się niemożliwe i trzeba się z tym pogodzić. Nie wszystko jest możliwe – wielu zdolności ubywa nam już od dziesiątków lat, dlatego trzeba zauważyć, że ciągle z czegoś rezygnujemy. Nawet mając lat dwadzieścia parę, byliśmy gorsi w różnych sprawach niż w wieku lat kilkunastu. I tego często nie chcemy pamiętać – ale kiedy wiemy, że ta utrata jest przypisana do procesu życia, to cieszmy się tym, co zyskaliśmy – doświadczeniu, zrównoważeniu, mądrości. To wystarczy, a z tym, co straciliśmy trzeba się pogodzić i wymagać od siebie tyle, co realistycznie jest możliwe. Bo jeżeli wymagamy od siebie tego, co jest niemożliwe to się zamordujemy, tak jak mordują się ci od botoksu. Nie czepiajmy się więc jakiś głupstw jako wytrycha na starość, tylko przeżywajmy starość jako starość.

Czyli jednak akceptujemy starość, a nie od niej uciekamy?

Ależ oczywiście! Starość też ma swoje zalety.

Rozmawiała: Kinga Giemza

Skip to content