Prof. Mieczysław Gajos – romanista, pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego oraz Uniwersytetu Warszawskiego, autor ponad 100 publikacji naukowych, podręczników, słowników i innych materiałów do nauczania języka francuskiego, dramaturg, scenarzysta, artysta i wokalista, półfinalista The Voice Senior.
– Jak zmieniło się Pana życie po programie w The Voice Senior, o ile się zmieniło?
– Robię to, co robiłem do tej pory. Nie zauważyłem, aby udział w programie coś zmienił w moim życiu prywatnym czy zawodowym. Zresztą, nie z nastawieniem wywrócenia mojego życia „do góry nogami”, zgodziłem się wziąć udział w pierwszej edycji programy The Voice Senior. Potraktowałem to przede wszystkim, jako dobrą zabawę, może przygodę w pewnym momencie mojego dorosłego życia, odskocznię od codziennych obowiązków zawodowych. Szczerze mówiąc nawet nie brałem pod uwagę, że mógłbym cokolwiek zmieniać w tym, co robię, czym się zajmuję, na co dzień. Kocham swoją pracę, a moje śpiewanie traktuję, jako odskocznię od zawodowych obowiązków.
– Jak to się stało, że trafił Pan do tego programu? Jak odebrała to rodzina, znajomi, przyjaciele a zwłaszcza studenci? Czy wymagało to dużej odwagi? Co innego śpiewać nawet przed dużą publicznością a przed taką już Pan wielokrotnie występował ale stać się z dnia na dzień osobą publiczną, medialną znaną z Telewizji.
– Do udziału w programie namówiła mnie żona wraz z naszym przyjacielem, muzykiem, z którym współtworzyliśmy wcześniejsze spektakle teatralne i muzyczne. Zadzwonił i zapytał czy nie znamy kogoś po 60-tce, kto potrafi śpiewać i chciałby wziąć udział w programie dla śpiewających seniorów. Musieli nade mną trochę popracować, bo nie od razu chciałem się zgodzić na udział w programie. Jestem osobą czynną zawodową. Nigdy wcześniej nie śpiewałem profesjonalnie. Nie mam wykształcenia muzycznego i zawsze uważałem moje śpiewanie, jako coś, co robię dla siebie i dla wąskiego grona przyjaciół. Przyjąłem jednak to wyzwanie i pojechałem na casting, żeby się sprawdzić przed osobami, które nigdy mnie nie słyszały. Chęć sprawdzenie się, towarzyszyła mi aż do półfinału, kiedy to ostatecznie podziękowano mi za dalszy udział. Przejście każdego etapu było dla mnie wyzwaniem i pokonywaniem własnych słabości. Udało się. Zostałem półfinalistą programu i poczytuję to sobie, jako mój osobisty sukces, bo przecież w programie brały udział osoby, parające się muzyką i śpiewaniem zawodowo. Moje najbliższe otoczenie bardzo mnie wspierało, kibicowało mi. Czułem to nie tylko w domu, ale i na uczelni, choć muszę przyznać, że trochę bałem się reakcji studentów. Teraz moi studenci już wiedzą, że ich profesor od fonetyki śpiewa, wiedzą również koledzy z pracy. I jeszcze nie tak dawno, jeden z kandydatów na rektora, który słyszał mnie w programie, pogratulował mi udziału. To na pewno jest miłe. Nie jestem jednak „panem z telewizji”, i chyba dobrze, bo mogę nadal spokojnie, bez wytykania palcami robić zakupy w moim osiedlowym sklepie, jeździć pociągami czy chodzić na spacery.
– W programie uczestniczyło dużo osób z Łodzi a do samego finału doszło aż dwóch Łodzian i jedna osoba z Głowna czyli okolic Łodzi. Czy to znak, że Łódź piosenką słynie? Zwłaszcza łódzcy seniorzy lubią śpiewać i słuchać. Śpiewa Pan przecież często również dla seniorów w tym m.in. podczas koncertów organizowanych dla seniorów przez DOZ Fundację dbam o zdrowie. Jaka to publiczność?
– Ja nie tylko śpiewam dla seniorów. Często mam również wykłady dla studentów i słuchaczy Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Opowiadam o Francji, kulturze państw francuskiego obszaru językowego, historii kabaretów paryskich, o francuskiej piosence, o samym języku francuskim i innych zagadnieniach językoznawczych, którymi zajmuję się w mojej pracy zawodowej. Kocham i bardzo szanuję tę moją wyjątkową publiczność, bo to słuchacze wyjątkowi. Jest między nami coś takiego, co sprawia, że ja chętnie wracam z nowymi cyklami wykładów, które specjalnie dla słuchaczy UTW przygotowuję. Zainteresowanie, które widzę na twarzach zgromadzonych osób, ich uśmiech i życzliwość sprawiają, że moja motywacja stale rośnie. Nieustannie chce mi się szukać nowych, interesujących tematów. Obecnie pracuję nad moją subiektywną antologią francuskiej piosenki. A co do rozśpiewanej Łodzi… oczywiście w mieszkańcach miasta i okolic jest ogromny potencjał muzyczny. Wielu znakomitych muzyków czy wykonawców pochodzi przecież z Łodzi. Jak pokazał The Voice Senior są tu także rozśpiewani, pogodni i kreatywni seniorzy, którzy komponują muzykę, piszą teksty, no i oczywiście śpiewają.
– Śpiewał Pan od zawsze? Czy chęć dzielenia się z innymi piękną piosenką francuską zrodziła się w późniejszym wieku?
– Nie będę oryginalny i odpowiem, że rzeczywiście śpiewałem od zawsze. Jako dziecko bardzo lubiłem śpiewać. Śpiewałem nie tylko to, czego uczyliśmy się w przedszkolu czy szkole, ale także to, co można było usłyszeć w radiu. Jak dziesięciolatek śpiewałem piosenki Łucji Prus, Anny German, Joanny Rawik czy Czesława Niemena. Oczywiście śpiewałem tylko dla siebie i najbliższej rodziny. W szkole podstawowej chciałem zapisać się do chóru, ale nie zostałem przyjęty. Wtedy na trochę odpuściłem sobie śpiewanie i powróciłem do śpiewu „towarzyskiego” dopiero na studiach. Mieszkałem z kolegą, który grał na gitarze i pięknie śpiewał, przed wszystkim repertuar Bułata Okudżawy. Czasem nieśmiało coś tam dośpiewywałem. Nigdy jednak nie ośmieliłem się śpiewać publicznie czy brać udział w konkursach. Po raz pierwszy stanąłem oko w oku z publicznością po 50 roku życia, kiedy realizowaliśmy farsę muzyczną „Cha cha cha” mojego autorstwa,w której pojawia się rola śpiewającego nauczyciela tańca. Ponieważ, trudno było znaleźć chętnego do zagrania tej roli, mnie przydało w udziale ją zagrać. Napisałem piosenkę „W szkole tańca dla opornych”, którą musiałem zaśpiewać publicznie. Potraktowałem to wyzwanie, jako część roli, którą miałem do odegrania w spektaklu. Podobnie było z repertuarem Piaf. Kiedy powstał spektakl „Moja Piaf”, w którym chciałem pokazać, że piosenki Edith Piaf może śpiewać każdy, o ile nie będzie jej naśladował. Okazało się, że większość wykonawców to panie. Zabrakło męskich głosów i znów przede mną pojawiła się „szansa” zmierzenia się z wyjątkowym repertuarem Paryskiego Wróbelka. Zaśpiewałem. Edith się na mnie nie obraziła, więc śpiewam nadal.
– Czy to znak że marzenia się spełniają i można je realizować w każdym wieku?
– Marzenia się spełniają, o ile się je ma. Dlatego nie można rezygnować z marzeń. A wiek, w którym obecnie się znajduję jest doskonały do ich realizacji, tych wcześniej niespełnionych, czy tych nowych, które przychodzą nie wiadomo skąd. Z marzeniami to trochę jak z miłością. Jak ich nie ma, to czujemy pustkę. Dlatego w każdym wieku powinniśmy kochać i marzyć. I nie bójmy się marzeń. To chyba Albert Camus napisał: Tak kochamy marzenia, że boimy się je realizować. A zatem odwagi!
– Kiedy i od czego zaczęła się muzyczna fascynacja Edith Piaf?
– Piaf poraziła mnie swoim głosem, gdy jako sześcio, a może siedmiolatek usłyszałem jak śpiewa w radiu Non je ne regrette rien. Jej siła głosu ito R zauroczyły mnie. Prosiłem rodziców, żeby kupili płytę Edith Piaf, ale w Polsce, w 1963 roku, było to nieosiągalne. Całkiem świadomie i na poważnie powróciłem do Piaf na studiach, gdy przeczytałem jej biografię, autorstwa Simone Berteaut. Doznałem „uderzenia piorunem”, który sprawił, że zacząłem odkrywać jej życie, repertuar. Podczas pierwszego wyjazdu do Francji, w 1978, kupiłem dwupłytowy album winyli z nagraniami Piaf od 1935 do 1943. Są tam piosenki, które były nieznane w Polsce, nigdy ich nie prezentowano na antenie polskiego radia czy w telewizji. Od tego albumu rozpoczęła się moja pasja kolekcjonerska. Zbieram winyle, książki, fotografie, oryginalne partytury i inne dokumenty związane z życiem i twórczością Edith Piaf. Moją pasją zaraziłem żonę, która namalowała przeszło 40 obrazów inspirowanych muzyką Piaf oraz niektórymi epizodami z jej krótkiego, tragicznego w sumie życia. Zorganizowaliśmy wspólnie w kraju szereg wystaw poświęconych Piaf, między innymi w Łodzi, Turku, Toruniu, Zbąszyniu czy Gdańsku.
– Śpiewa Pan Jej piosenki w oryginale po francusku ale tłumaczył Pan również jej teksty na język polski? A nawet sam napisał jedną piosenkę o Edith wg melodii Padam? Co sprawia Panu większą satysfakcję śpiewanie, tłumaczenie czy tworzenie?
– Piaf jest bardzo inspirująca. Inspirowała za życia, ale inspiruje nadal kolejne pokolenia artystów, pisarzy, filmowców, dostarczając im pomysłów twórczych. Największą frajdę stwarza mi tworzenie, kreowanie, niezależnie od tego czy to się dzieje przy moim biurku czy na scenie czy estradzie. Tłumaczenie, czy pisanie tekstów to też proces twórczy, to nie jest mechaniczna praca przekładowa. Podobnie jest ze śpiewaniem. Kiedy sięgam po utwór Edith Piaf, staram się wykreować poprzez swoją interpretację świat przeżyć i uczuć, o którym śpiewam. Mam ogromną satysfakcję, kiedy słyszę po koncercie od kogoś z publiczności, że choć nie zna francuskiego, to wszystko zrozumiał, o czym śpiewałem. Czyż to nie jest piękne i wzruszające?
– Napisał też pan książkę „Voici… Edith Piaf. Odsłony z życia Edith Giowanny Gasion” czy będą kolejne?
– Moja pierwsza książka powstała w 2010 roku. Zawierała 21 odsłon teatralnych z życia Edith Giovanny Gassion, którą świat poznał i zapamiętał, jako Edith Piaf. Były tam moje polskie teksty kilku piosenek z jej repertuaru. Obecnie przygotowuję do druku książkę Pieśniarka z paryskiej ulicy – Edith Piaf. Będzie to szczegółowe kalendarium z życia artystki, a także 26 odsłon teatralnych z jej przebogatego życia prywatnego i artystycznego. Chciałbym, aby w książce znalazły się reprodukcje obrazów z cyklu Moja Piaf autorstwa Anny Dończyk-Gajos.
– Jest Pan pomysłodawcą i twórcą spektaklu muzycznego Moja Piaf z 2010 r. Gdzie można go obejrzeć?
– Napisałem kilka spektakli poświęconych Piaf. Jako autor, dożyłem czasów, kiedy to w tym samym mieście, o tej samej godzinie, ale w dwóch różnych teatrach grane były moje spektakle z Edith Piaf w tytule. W Teatrze Małym w Łodzi pokazywano Ja Edith Piaf z Joanną Stasiewicz w roli głównej, a w Teatrze Nowym w Łodzi, Autorska GrupaTeatralno-Kabaretowa AKK PLONS zaprezentowała gościnnie spektakl muzyczny Moja Piaf. Niestety, spektakle te zeszły już z afisza. Obecnie można nas czasem jeszcze obejrzeć i usłyszeć w spektaklu – Śpiewające obrazy – Edith Piaf.
– Jest Pan autorem, producentem i wykonawcą dwóch płyt z piosenką francuską ale też Pana utwory znalazły się na dwóch płytach wydanych dla Seniorów przez DOZ Fundację. Do tego nagrany teledysk. Czym nas Pan jeszcze zaskoczy?
– Pierwszą płytę Nie tylko po francusku nagrałem dla przyjaciół. Znalazło się na niej 19 piosenek, głównie francuskich, klasyków francuskiej muzyki rozrywkowej. Nowa płyta Słowa miłości, nad którą obecnie pracuję, powinna się ukazać po wakacjach.Pojawią się na niej tylko utwory francuskich autorów i kompozytorów, które mieli w swoim repertuarze najwięksi z największych: Piaf, Aznavour, Montand, Moustaki. Sięgnąłem również po repertuar wykonawców młodszego pokolenia. Z wielką przyjemnością wziąłem także udział w dwóch projektach płytowych SenioralBeat 1 i 2 realizowanych przez DOZ Fundację dbam o zdrowie dla seniorów. Cieszę się, że wydawcy dwóch krążków cd, zamieścili na nich kilka piosenek w moim wykonaniu. Nie zatrzymuję się, idę dalej. Dokąd dojdę? Zobaczymy. W tej muzycznej wędrówce, tak jak w każdej podróży, ważne jest towarzystwo. Z Seniorami zawsze mi po drodze.
Rozmawiała: Elżbieta Łacina