• 2 lipca 2024 08:14

 ALEKSANDER GIENIEC – WSPOMNIENIA

Mam 88 lat. Dzisiaj jest dzień 5 XII 2020 i dzisiaj rozpoczynam pisanie moich niektórych wspomnień z dzieciństwa i młodości – zwłaszcza takich, w których „Ręka Boska” uchroniła mnie od zguby.” – napisał Aleksander Gieniec, we wprowadzeniu do swoich zapisków. Dodał, że do napisania „Wspomnień” – namówiła go „córunia Alinka” (nasza czytelniczka). Tak został zatrzymany czas, w dwudziestu historyjkach, napisanych odręcznie – za zgodą autora i rodziny, przytaczamy jedną z nich.

Gdy byłem w pobliżu domu, wściekłe ataki Niemców i strzelania ustały. Dowiedzieliśmy się, że
o dziwo – pomimo takiego nawału „ognia” – Niemcy wyciągnęli stamtąd żywego jeszcze partyzanta. Jego nazwisko poznaliśmy jakiś czas później – Stanisław Leszczyc-Przywara. Pochodził z inteligenckiej rodziny z Grzybowa (małe miasteczko ok. 7 km od Ptaszkowej). Był szefem Ptaszkowskiej komórki AK. Na pewno nie pozwoliłby Niemcom wziąć się żywcem – bo wiedział co go spotka, ale widocznie nie posiadał naboi. Niemcy zabrali go do placówki Gestapo w pobliżu kościoła i katowali przez kilka godzin. Tak samo mojego wujka P. (który – jak mówiono, też brał udział w nieudanym rozbrojeniu Niemca, ale uciekł w przeciwnym kierunku.) Do domu powrócił dopiero po dwóch, trzech dniach. Po kilkugodzinnym przesłuchaniu i katuszach – gestapowcy wyprowadzili go nad strumyczek na polu Januszów i tam zastrzelili. W miejscu tym, do dzisiaj stoi upamiętniający metalowy krzyżyk. Jego mogiła jest na cmentarzu w Ptaszkowej, blisko mogiły stryjka Jana z żoną i mogiły moich rodziców oraz najmłodszego brata. Zginął – zakatowany wcześniej, prawdziwy bohater. Gdyby wydał kompanów – byłoby po nas i po innych rodzinach. Pamiętam dokładnie pierwszą noc, po tym wydarzeniu. Całą noc, po ciemku siedzieliśmy wszyscy w kuchni. Zastanawiano się, czy nie opuścić domu i gdzieś się nie ukryć – ale gdzie, z tak liczną rodziną? W trwodze, po ciemku przesiedzieliśmy całą noc. Skoro Niemcy nie przyszli – to wiedzieliśmy, że bohater-męczennik nikogo nie wydał. Uciekający partyzant miał pecha – byłby się uratował, bo las już był blisko… ale przebiegał akurat dróżkę obok domu Michalików, w którym akurat kwaterowali Niemcy – a usłyszawszy strzelaninę goniących kolegów, dołączyli do pogoni ze świeżym zapasem sił. Pomimo tego, od „Budzynu” (w zaroślach którego się schronił) do lasu dzieliło go ok. 250 m. Mówiono, że na drodze ucieczki i na linii strzałów – znajdował się chłopiec. Nie chcąc go narażać na śmierć – schronił się w „Budzynie” mając świadomość, że to będzie koniec.

Inne groźne zdarzenie

Pewnego razu (rok 1943), wracając z lasu do domu – usłyszałem duże huki i strzelaninę. Zobaczyłem, jak gromada Niemców, otaczająca „Budzyn” – oddaje serie z karabinów i rzuca granaty do wewnątrz. „Budzyn” to kawałek (ok. 300 x 150 m) nieużytków terenu wyboistego, gęsto zarośniętego różnego rodzaju drzewami i krzakami, odległego ok. 200 m od lasu.

Zapraszamy do zapoznania się z najnowszym artykułem na naszej stronie, gdzie upamiętaniamy Płk Ottona Hulackiego i Por. Edmunda A. Szymczaka 🤍

Artykuł zrealizowany w ramach Patriotycznego Głosu Seniora

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzacych z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego