Żona kupiła materac. Tak, na pokazie. I żeby było drożej, kupiła go na raty. Nie ona jedna. Takich szczęśliwych nabywczyń było kilka, bo kilka pań z mojej wsi, nazywających siebie Kołem Przyjaciółek Wiejskich, w skrócie KPW, wybrało się na wycieczkę krajoznawczo-kupiecką. Kiedyś to te kobiety się nazywały Koło Gospodyń Wiejskich, ale ponieważ się nie zarejestrowały w jedynie słusznej Agencji rządowej, tamtej nazwy już używać nie mogą. A może nie chcą, nie wiem.
Pewnego dnia okazało się, że całe KPW spotkało się, bez wcześniejszego umawiania, na przystanku autobusowym z dowodami osobistymi – taki był warunek – i z zamiarem wyjazdu do Nałęczowa, czy Buska, nie wiem dokładnie. Zresztą one też nie wiedzą, gdzie były, bo od momentu zajęcia miejsc w komfortowym autobusie, jakiego nasza wieś chyba jeszcze nie widziała nigdy, ich uwagę przykuwał pewien przystojny brunet zagajający przez mikrofon, ale i bez mikrofonu też.
Zaczął, jak to zazwyczaj zagajają rozmowę podrywacze pań w dojrzałym wieku, od pytania o zdrowie. Żeby ułatwić odpowiedź, rzucał pytania pomocnicze w stylu: Kto cierpi na kręgosłup ręka w górę. Las rąk, bo na kręgosłup cierpią wszyscy. Kto cierpi na stawy? Las rąk jeszcze większy, bo niektóre panie są w tym względzie oburęczne. Przy pytaniach o wątrobę i serce uniosły się tylko pojedyncze ręce, co nasz przystojniak natychmiast skomentował: Nie zdiagnozowane! Ale my to wszystko naprawimy dziś jeszcze.
Właśnie nasze KPW dojeżdżało z innymi uczestniczkami do zajazdu pod umownym Buskiem. I rozpoczęło się diagnozowanie wszystkiego, co kryją ludzkie, w tym wypadku kobiece, wnętrza. Kiedy szczęśliwe popatrzyły na otrzymane wyniki zauważyły, że organy mają chore niemal wszystkie. To znaczy wszystkie kobiety i wszystkie narządy.
I tu znów wkroczył do akcji nasz elegancki brunet, rozwijając przed paniami, skrzący się w świetle tysiącem iskierek, materac. W dwóch zdaniach wyjaśnił, a w trzecim przekonał, że to jest urządzenie, które nawet zwinięte i postawione w kącie pokoju swoim promieniowaniem pomoże na wszystkie właśnie wykryte dolegliwości. Bo ma w sobie srebro. Szmer zadowolenia przeszedł przez tłum. I w tym momencie pan magister rehabilitacji, jak się przedstawił, choć z pewnością był co najwyżej magistrem marketingu i zarządzania, zaprosił na poczęstunek, czyli schabowy z ziemniakami i dużą ilością kapusty.
Senny nieco po obiedzie tłumek oszalał wręcz z radości, gdy przystojniak ogłosił, że dziś, ale tylko dziś, ten materac jest sprzedawany w rewelacyjnie niskiej cenie pięciu tysięcy złotych. Liczba materacy w tej cenie jest jednak ograniczona, więc tylko zdobywczynie szczęśliwych losów skorzystają z tej super ceny. Każda chciała wylosować. Niestety, do mojej żony też los się uśmiechnął.
Więc podpisała stosowne papiery, napisane najmniejszą dającą się jeszcze wydrukować czcionką, i stała się szczęśliwą posiadaczką materaca ze srebrną nitką w środku, choć cena – po dodaniu kosztu kredytu – wskazywałaby raczej na to, że materac jest wykonany ze złota, platyny, lub może nawet z palladu.
Nazajutrz kolejka do pocztowego okienka przyjmującego listy polecone była spora i mieszana: damsko-męska. Koniec miesiąca, pomyślałem, wszyscy chcą się wywiązać z jakichś zaległości. Ale kiedy zobaczyłem, że w punkcie nadawania przesyłek DPD kolejka jest podobna, cos mnie zaniepokoiło. – Pan też z materacem?! – zawołała do mnie pani za ladą. I nie czekając na odpowiedź rzuciła z własnej, nieprzymuszonej woli: – Skończyły mi się kartony. Czy wyście oszaleli z tymi materacami? – zapytała retorycznie. Tak samo, czyli też retorycznie, odpowiedziałem: – To nie my, to KPW.